Indie, moja podróż życia.
Wyjazdu do Indii nie planowaliśmy. Jakoś po wcześniejszym Pekinie nasz głód na egzotykę został wyczerpany. O wyjeździe dowiedzieliśmy się dość późno, bo jakoś we wrześniu. Bardzo bliska nam osoba, rodzina choć sercem, nie krwią, obchodziła w Kalkucie swoją najważniejszą uroczystość w życiu, ślub. Gdy poznaliśmy termin zaczęliśmy rozważać wyjazd, ale podróż tak daleko i tak zupełnie niedługo sprawiała, że nie bardzo wierzyliśmy w to, że się w Indiach znajdziemy. Gdy w końcu usiedliśmy do lotów, już mniej więcej wiedzieliśmy, co chcemy zobaczyć. Kalkuta i kilka dni tam była obowiązkowa. Marzyło nam się Delhi i Golden Triangle, czyli Agra i Jaipur, marzyłam także o Varanasi i Bombaju. No ale taka ilość miejsc to już brzmiało jak utopia. Przecież Piotrkowi nikt nie da takiego długiego urlopu. Poza tym cena lotów nas zabije. I tu nagle wszystko zaczęło iść jak z płatka – zgoda na długi urlop była, trzeba było przemyśleć miejsca (Piotrek nie chciał odwiedzać Varanasi) i zacząć szukać lotów. Moja mama, która Indie odwiedziła wiele lat temu koniecznie chciała wysłać nas właśnie do Varanasi, które ją szalenie oczarowało. I tu też z pomocą przyszedł Wojtek, kolega Piotrka, który w Varanasi był i również się nim zachwycał – to przekonało Piotrka do dodania tego miasta do listy.
Szukaliśmy tanich lotów do Delhi. No i udało się polecieć WizzAirem do Dubaju. Jego nie uwzględniały w poszukiwaniach żadne wyszukiwarki lotów – WizzAir przylatuje na Al Maktoum, z którego trudno dostać się do centrum miasta a linia lotnicza Emirates startuje z Dubai International Airport. W Dubaju zostaliśmy dwie noce, był czas na wschód słońca na Burj Khalifie, obejrzenie miasta i dalszą podróż. I tak nasze poszukiwania lotów zakończyły się po dwóch tygodniach, z czego najdłużej rezerwowaliśmy podróż koleją z Kalkuty do Varanasi. Kupienie biletu zajęło Piotrkowi nieprzerwanie 5 dni, ale się udało 🙂
Czy warto było – o tak 🙂 Indie to wspaniały kraj. Z kulturalnymi, przemiłymi ludźmi. To kraj mężczyzn szanujących kobiety. To kraj wciąż wielkiej fascynacji „białymi” – tyle zdjęć nikt mi nie zrobił co podczas tej podróży. No i mieliśmy mnóstwo miłych przygód, które pozostawiły wspaniałe wspomnienia na całe życie.
Poniżej krótka zajawka zdjęć. No i kolejne wpisy układają się w głowie.